wtorek, 8 marca 2011

Wygoda

Naczytałam się jaka niesamowicie wygodna jest ta metoda, jak to nie trzeba przecierać, specjalnie przygotowywać, myśleć co ugotować, bo przecież dziecko je to co wszyscy. Jednak jak przyszło co do czego i zaczęłam wcielać teorię w życie, nie wydało mi się to już takie łatwe. Kusiły mnie gotowe słoiczki czy nawet przygotowywanie jedzenia w domu w 'hurtowych' ilościach i zamrażanie gotowych porcji. Ponadto jest tyle instrukcji jakie produkty wprowadzać po kolei - dzień po dniu, posiłek po posiłku, bez zbędnego myślenia i zastanawiania się. Jednak się nie złamałam i zaczęłam stosować BLW i o dziwo w praktyce okazało się to faktycznie całkiem wygodne. Zaczęłam od marchewki, którą wyjęłam z rosołu, który gotowałam dla nas. Jedyną modyfikacją z gotowaniu, którą wprowadziłam to solenie przed samym podaniem już po wyjęciu warzyw i mięsa. O dziwo nieposolone mięso kurczaka smakuje całkiem dobrze. Za marchewką poszła pietruszka, innym razem dałam też nóżkę i tak już zostało, że zawsze coś z naszego posiłku się nadaje. Czasem zdarza się, że faktycznie nie bardzo można coś uszczknąć z naszego talerza, ale w domu zawsze znajdzie się coś co się nadaje - najłatwiej przebierać w owocach - MałaW próbowała już między innymi banana, jabłko, kiwi a truskawka okazała się hitem od pierwszego dotknięcia języczka.

Ostatnio spędziłam 3 tygodnie u rodziny i byłam prze szczęśliwa, że MałaW je w ten sposób. Prawda, że trzeba było zaopatrzyć się w wysokie krzesełko i ceratę rozkładaną pod krzesełkiem, ale komfort wspólnych posiłków rekompensował bałagan. I tu też przydało się to, że można Jej podać coś z własnego talerza, nawet jeśli to była tylko skórka od chleba.

sobota, 29 stycznia 2011

Alergie

Czytałam, że dziecko instynktownie wie, co może mu zaszkodzić i tego nie ruszy. Odnotowywano ponoć przypadki, kiedy dziecko nie chciało na przykład jeść truskawek a potem okazywało się, że ma na nie alergie. Może to i prawda, ale MałaW najwyraźniej nie czytała tego artykułu :) i zajadała się cukinią, miętoliła ją w buzi aż miło było patrzeć, ale za chwilę koło buzi miała czerwone plamy, nawet z małym bąblem :( Całe szczęście nie było to nic groźnego - za godzinę nie było śladu :) Chcemy się upewnić, że to nie był jakiś zbiego okoliczności i powrtórzyć cukinię, ale jakoś nie mogę się do tego zebrać - dużo trudniej zaproponować coś dziecku, jeśli się wie, że to może zaszkodzić... może jutro...

środa, 12 stycznia 2011

Nie wiem kto musi się więcej uczyć - MałaW czy jej mama.... Dziś do 'dań', które sie nie bardzo nadają dołączył banan. Niby kształt odpowiedni, smak zachęcający, ale śliski skubaniec jest jak nie wiem. Jakbym go nie okroiła to i tak się wyślizguje. Dobrze, że MałaW to cierpliwa dziewczynka i nie złości się na mamę, że jej takie rzeczy podsuwa tylko po prostu traci zainteresowanie. Kończą mi się pomysły co Jej jeszcze mogę dać, ale pomyślę o tym jutro ;-)

wtorek, 11 stycznia 2011

Niedzielny obiad

Jak na niedzielny obiad przystało MałaW dostała do eksploracji nóżkę z kurczaka. Generalnie zgodnie z ideą BLW powinna dostawać to co my, ale... właśnie, zawsze jest jakieś 'ale'... Tak więc to co jemy my, z tymże jedzenie musi mieć odpowiedni kształt a podczas jego gotowania należy zrezygnować z dodawania soli i cukru. Ponoć dostosowanie kuchni do potrzeb dziecka wyjdzie i nam na zdrowie :) Muszę przyznać, że ostatnio faktycznie zaczęłam używać dużo mniej soli i bardzo rzadko dosalam na talerzu.

Wracając do niedzielnego kurczaka, to faktycznie upiekłam go bez soli przyprawiając obficie papryką i granulowanym czosnkiem i o dziwo dało się zjeść, nawet powiem więcej - było bardzo smaczne :) Co do odpowiedniego kształtu, to akurat nóżka z kurczaka nadaje się znakomicie, trzeba jedynie usunąć skórkę i małą kostkę. Pozostaje jeszcze jedna kwestia - temperatura. Nie poda się przecież dziecku gorącego udka prosto z piekarnika, ale przecież mamy jeść razem - jak to pogodzić? Wyczytałam patent, który się naprawdę sprawdza. Jedzenie dla bobasa należy kłaść na talerzy uprzednio schłodzonym w lodówce - i to działa :)

niedziela, 9 stycznia 2011

Porządek musi być! Albo nie musi?

Kiedy zainteresowałam się BLW zaraz natrafiłam na mnóstwo zalet tej metody, ale zostałam również lojalnie ostrzeżona - ma ona też swoje wady. Niby nie jest ich wiele, bo zaledwie dwie, ale za to jakie ;) O jednej z nich wspomniałam już wcześniej - presja otoczenia, ale druga jest straszniejsza ... to BAŁAGAN!!! Dziecko ucząc się jeść nie wie co to takiego porządek, dla niego takie pojęcie nie istnieje. Marchewka na talerzu jest równie inetersująca co na podłodze. I tu serce boli mnie najbardziej, bo jedno wiedzieć, że tak będzie a drugie pogodzić się z tym. I nie chodzi o to, że zawsze po jedzeniu trzeba wytrzeć pół podłogi (przynajmniej będę miała fragment domu utrzymany w należytym porządku ;-) ), ale najwięcej sił kosztuje mnie powstrzymanie się od interwencji, gdy widzę jak MałaW sięgając po coś coś innego strąca rękawem... Z drugiej strony dobrze jest patrzeć jak dziecko potrafi zająć się czymś tak bez granic - kiedy sięga po fasolkę to ziemniak przestaje istnieć. Godne pozazdroszczenia...

sobota, 8 stycznia 2011

Mamo spokojnie, ja się nie zakrztuszę

Wczoraj MałaW zażądała karmienia i tyle było blogowania. Nawet nie napisałam co to jest to BLW. Z agnielskiego to odzwyczajanie od mleka prowadzone przez dziecko (ang. Baby-Led Weaning) a na polski tłumaczone jest jako Bobas Lubi Wybor. Nie będę się wdawać w szczegóły - przynajmniej na razie, ale ogólnie chodzi o to, by wprowadzając pokarmy stałe zaufać dziecku, jego instynktowi i przede wszystkim uwierzyć, że papki, którymi zazwyczaj karmione są niemowlęta są zupełnie zbędne. Z tą wiarą to u mnie różnie bywa. Presja otoczenia jest dość duża choć nie zawsze nawet świadoma. Znając wiele innych mam z dziećmi w tym samym wieku automatycznie porównuje się osiągnięcia, więc jeśli młodsze dziecko 'je' (a raczej 'jest jedzone' ;) ) dużo więcej to zastanawiasz się, czy oby na pewno dobrze robisz...

Ale co tam. Ponieważ MałaW nie ma jeszcze 6 miesięcy, ale już spokojnie siedzi w wysokim krzesełku to jakiś tydzień temu postanowiłam spróbować coś Jej podsunąć i to jest chyba najlepszy sposób, gdy ma się wątpliwości. Widok bobasa, który z zainteresowaniem wkłada do buzi co mu się podsunie jest najmocniejszym argumentem. Nim się zdecydowałam chciałam łączyć metodę tradycyjną i BLW, ale teraz jakoś ciągle odkładam moment podania sławetnych płatków i ciągle podsuwam Jej jakieś nowe produkty a Ona nie traci zainteresowania :)

Dziś dzień 7 i pierwszy raz zaczęłyśmy od śniadania. Na śniadanie dziś był żółty ser gouda pokrojony w paski długości środkowego palca i takiej też grubości. Sztuk 2 :) I chyba coś nawet trafiło do żołądka. Trochę się przy tym krztusiła, ale to ponoć zupełnie normalne i nie ma co panikować. Miejsce w gardle, gdzie włącza się odruch wymiotny jest u małych dzieci przesunięty dużo bardziej do przodu języka niż u dorosłych stąd bobasy krztuszą się dużo częściej. To mechanizm ochronny. Karmiąc łyżeczką też się z tym spotkamy. Nasz pediatra ostrzegał nas przed tym i mówił, żeby się nie przejmować. MałaW zdawała się być zaskoczona, trochę się pokrzywiła, pokasłała i chyba w końcu przełknęła, choć pewności nigdy się nie ma, bo to co pozbierasz z podłogi nie da się 'posklejać', żeby sprawdzić czy jest całość :)

piątek, 7 stycznia 2011

Czas wprowadzić pokarmy stałe

I znowu zmieniłam zdanie... Chyba po raz dziesiąty. Zawsze kusi mnie by robić rzeczy nie tak jak wszyscy, ale gdy w grę wchodzi dziecko, to nie ryzykuje się tak łatwo. Tylko czy tak na prawdę ryzykuję? Teraz jestem na etapie, kiedy jestem przekonana, że nie. Chcę wprowadzić moją Małą W w świat jedzenia stosując BLW. Brzmi jak jakieś straszne ustrojstwo.